Franciszek
Nogalski (ur. 16 stycznia 1911 r. w Wąbrzeźnie, zm. 24 października
1939 roku w Rudzkim Moście k. Tucholi) – Sługa Boży Kościoła
katolickiego, polski ksiądz katolicki, wikary parafii w Raciążu.
Zamordowany przez niemiecki Selbstschutz jako pierwsza ofiara masowych
egzekucji przeprowadzanych w Rudzkim Moście. Przed śmiercią, w
bezowocnej próbie ocalenia pozostałych skazańców, dobrowolnie wziął na siebie winę za rzekome podpalenie niemieckiego gospodarstwa.
Zbrodnia w Piastoszynie
Bezpośredni pretekstem do
rozprawy z Polakami w Piastoszynie (powiat tucholski) . stał się pożar zagrody
Hugo Fritza - bogatego niemieckiego rolnika, któremu okupacyjne władze
niemieckie powierzyły funkcję komisarycznego wójta Piastoszyna. Późnym wieczorem
21 października 1939 r. upojony alkoholem Fritz wszedł z zapalonym cygarem do
swej stodoły i zaprószył ogień, w wyniku czego spłonęły dwie stodoły i chlew.
Jeszcze tego samego wieczoru wstrząśnięty pożarem Fritz zmarł na zawał.
Świadków pożaru przesłuchał żandarm, który przybył na miejsce wypadku z posterunku w Tucholi. Mimo, iż przesłuchiwani zeznali, że Fritz sam zaprószył ogień, winą za pożar miejscowi Niemcy obarczyli Polaków. Ponadto, w okolicy rozpowszechniono plotkę, że Polacy nie tylko podłożyli ogień ale również zabili Fritza. 10 miejscowych Polaków zostało aresztowanych. Na skutek tych pogłosek całą sprawę ponownie zbadał powołany na wniosek miejscowego landrata doraźny sąd wojenny, który jednak również nie znalazł żadnych dowodów na poparcie wysuwanych przeciw Polakom oskarżeń. Wszyscy aresztowani zostali zwolnieni 23 października 1939 r.
Jednakże Henrich Mocek, inspektor Selbstschutzu, dowiedziawszy się o decyzji sądu wojskowego, rozkazał zwolnionych natychmiast ponownie aresztować, a oprócz nich także kolejnych 40 Polaków z sąsiednich wiosek (przede wszystkim rolników z Żalna oraz kilka osób z Piastoszyna, Gostycyna i Raciąża, których osadzono w więzieniu w Tucholi. Następnie wydał rozkazy, aby co trzeci dzień rozstrzeliwać 40 Polaków, dopóki nie znajdzie się sprawca pożaru. Rozkazano dodatkowo, aby każdorazowo na egzekucje zabierać dziesięciu dodatkowych Polaków, jako świadków, aby następnie zwolnić ich na trzy dni w celu odszukania sprawcy pożaru. Jeżeli nie znaleźliby sprawcy pożaru, miano ich rozstrzelać jako pierwszych w następnej egzekucji.
Jeden z miejscowych Niemców zwrócił się wówczas do wdowy po Fritzu, aby spróbowała uratować aresztowanych Polaków. Kobieta odpowiedziała, że zdaje sobie sprawę, iż są oni niewinni, ale muszą zostać rozstrzelani, bo w przeciwnym razie przyjęto by wersję o zaprószeniu ognia przez pijanego Fritza, a to skompromitowałoby rodzinę.
Zbiorowe egzekucje w Rudzkim Moście rozpoczęły się 24 października 1939 r. Tego dnia dwiema ciężarówkami przywieziono do lasu 45 Polaków osadzonych w więzieniu w Tucholi. Zbiorowe mogiły były już przygotowane. Na miejscu egzekucji byli obecni miejscowi volksdeutsche wchodzący w skład plutonu egzekucyjnego; esesmani, którzy mieli rozkaz złożenia relacji przywódcy Selbstschutzu, Ludolfowi von Alvenslebenowi; miejscowy landrat oraz przedstawiciele Wehrmachtu. Skazańców ustawiono w szeregu nad grobami. Kurt Gehrt z Selbstschutzu wygłosił po polsku przemówienie. Stwierdził, że z winy Polaków zginął najlepszy Niemiec w okolicy - Hugo Fritz z Piastoszyna, a powodem jego śmierci było podpalenie przez Polaków jego stodoły. Zapowiedział też, że jeżeli znajdzie się zbrodniarz, który podpalił stodołę, to Polacy zostaną zwolnieni, w przeciwnym razie wszyscy zostaną rozstrzelani. Dodał, że egzekucje będą trwały tak długo, dopóki nie znajdzie się podpalacz.
Na te słowa z szeregu wystąpił wikariusz z Raciąża ksiądz Franciszek Nogalski, oświadczając, że to on podpalił stodołę Fritza, więc pozostali są niewinni i powinno się ich zwolnić. Zdenerwowany i zbity z tropu Gehrt powiedział: "Ten przeklęty klecha szuka wymówek i dąży do tego, aby wszyscy zostali zwolnieni. Musimy go za to powiesić". Zaczął gorączkowo rozglądać się za drzewem, na którym mógłby powiesić księdza. Odpowiedniego drzewa nie udało się jednak znaleźć, w związku z czym duchownego skatowano, a następnie rozstrzelano. Poświęcenie księdza nie uratowało pozostałych 44 skazańców, którzy również zostali rozstrzelani. Wśród zabitych tego dnia Polaków znaleźli się m.in. Józef Czapiewski - proboszcz z Raciąża, Konrad Piątkowski – proboszcz z Dąbrówki oraz Józef Ossowski – kierownik szkoły w Tuchol.
Świadków pożaru przesłuchał żandarm, który przybył na miejsce wypadku z posterunku w Tucholi. Mimo, iż przesłuchiwani zeznali, że Fritz sam zaprószył ogień, winą za pożar miejscowi Niemcy obarczyli Polaków. Ponadto, w okolicy rozpowszechniono plotkę, że Polacy nie tylko podłożyli ogień ale również zabili Fritza. 10 miejscowych Polaków zostało aresztowanych. Na skutek tych pogłosek całą sprawę ponownie zbadał powołany na wniosek miejscowego landrata doraźny sąd wojenny, który jednak również nie znalazł żadnych dowodów na poparcie wysuwanych przeciw Polakom oskarżeń. Wszyscy aresztowani zostali zwolnieni 23 października 1939 r.
Jednakże Henrich Mocek, inspektor Selbstschutzu, dowiedziawszy się o decyzji sądu wojskowego, rozkazał zwolnionych natychmiast ponownie aresztować, a oprócz nich także kolejnych 40 Polaków z sąsiednich wiosek (przede wszystkim rolników z Żalna oraz kilka osób z Piastoszyna, Gostycyna i Raciąża, których osadzono w więzieniu w Tucholi. Następnie wydał rozkazy, aby co trzeci dzień rozstrzeliwać 40 Polaków, dopóki nie znajdzie się sprawca pożaru. Rozkazano dodatkowo, aby każdorazowo na egzekucje zabierać dziesięciu dodatkowych Polaków, jako świadków, aby następnie zwolnić ich na trzy dni w celu odszukania sprawcy pożaru. Jeżeli nie znaleźliby sprawcy pożaru, miano ich rozstrzelać jako pierwszych w następnej egzekucji.
Jeden z miejscowych Niemców zwrócił się wówczas do wdowy po Fritzu, aby spróbowała uratować aresztowanych Polaków. Kobieta odpowiedziała, że zdaje sobie sprawę, iż są oni niewinni, ale muszą zostać rozstrzelani, bo w przeciwnym razie przyjęto by wersję o zaprószeniu ognia przez pijanego Fritza, a to skompromitowałoby rodzinę.
Zbiorowe egzekucje w Rudzkim Moście rozpoczęły się 24 października 1939 r. Tego dnia dwiema ciężarówkami przywieziono do lasu 45 Polaków osadzonych w więzieniu w Tucholi. Zbiorowe mogiły były już przygotowane. Na miejscu egzekucji byli obecni miejscowi volksdeutsche wchodzący w skład plutonu egzekucyjnego; esesmani, którzy mieli rozkaz złożenia relacji przywódcy Selbstschutzu, Ludolfowi von Alvenslebenowi; miejscowy landrat oraz przedstawiciele Wehrmachtu. Skazańców ustawiono w szeregu nad grobami. Kurt Gehrt z Selbstschutzu wygłosił po polsku przemówienie. Stwierdził, że z winy Polaków zginął najlepszy Niemiec w okolicy - Hugo Fritz z Piastoszyna, a powodem jego śmierci było podpalenie przez Polaków jego stodoły. Zapowiedział też, że jeżeli znajdzie się zbrodniarz, który podpalił stodołę, to Polacy zostaną zwolnieni, w przeciwnym razie wszyscy zostaną rozstrzelani. Dodał, że egzekucje będą trwały tak długo, dopóki nie znajdzie się podpalacz.
Na te słowa z szeregu wystąpił wikariusz z Raciąża ksiądz Franciszek Nogalski, oświadczając, że to on podpalił stodołę Fritza, więc pozostali są niewinni i powinno się ich zwolnić. Zdenerwowany i zbity z tropu Gehrt powiedział: "Ten przeklęty klecha szuka wymówek i dąży do tego, aby wszyscy zostali zwolnieni. Musimy go za to powiesić". Zaczął gorączkowo rozglądać się za drzewem, na którym mógłby powiesić księdza. Odpowiedniego drzewa nie udało się jednak znaleźć, w związku z czym duchownego skatowano, a następnie rozstrzelano. Poświęcenie księdza nie uratowało pozostałych 44 skazańców, którzy również zostali rozstrzelani. Wśród zabitych tego dnia Polaków znaleźli się m.in. Józef Czapiewski - proboszcz z Raciąża, Konrad Piątkowski – proboszcz z Dąbrówki oraz Józef Ossowski – kierownik szkoły w Tuchol.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz