Kamień
Pamiątkowy 1000 - lecia Państwa Polskiego i "Dnia Zwycięstwa nad faszyzmem" ufundowany przez Jaworzan w
maju 1966 r. Obecnie stoi przy północnej ścianie ratusza.
Przy
każdej kolejnej rocznicy związanej z II wojną światową wraca
niekończąca się dyskusja, jak nazwać udział naszych zachodnich sąsiadów w
tamtej tragedii – niemiecki czy hitlerowski (ew. nazistowski lub
faszystowski)?
W czasach PRL-u sojusznikiem Polski w ramach Układu Warszawskiego była Niemiecka Republika Demokratyczna. Coroczne wspominanie niemieckiej agresji i związanych z nią zbrodni stało się w tym kontekście cokolwiek niezręczne. Aby jakoś pogodzić doraźną politykę z pamięcią historyczną oficjalna propaganda dokonała więc podziału na „dobrych Niemców z NRD” i „złych Niemców z NRF”. Od tej pory wspominaliśmy „wojnę z faszyzmem” i takież (ew. „hitlerowskie”) zbrodnie popełnione na polskim narodzie w czasie II Wojny Światowej. Praktycznym przykładem stosowania pierwszego określenia może być np. znajdujący się przy północnej ścianie jaworskiego ratusza kamień pamiątkowy z 1966 roku, poświęcony 1000-leciu państwa polskiego i kolejnej rocznicy „zwycięstwa nad faszyzmem” (zakończenia II Wojny Światowej). Słowo „hitlerowskie” możemy z kolei znaleźć np. w Warszawie na licznych pomnikach poświęconych zbrodniom popełnionym przez oddziały niemieckie w czasie okupacji (szczególnie w czasie Powstania Warszawskiego - przykład poniżej). Od czasu erygowania tych pomników minęło kilka dekad. Nawet pobieżna analiza oficjalnych materiałów pokazuje, że wciąż mamy w tym kontekście problem z doborem właściwych określeń. Fatalne dziedzictwo poprawności politycznej w nowej rzeczywistości sprawia, że w przestrzeni publicznej wciąż grasują stare określenia, skutecznie zaciemniające oczywisty przecież kontekst całej sprawy - kolejny raz w imię doraźnej polityki.
Jak to bowiem było? Czy w 1939 roku napadły nas bojówki NSDAP (niemieckiej partii nazistowskiej) czy jakieś prywatne wojsko Adolfa Hitlera? Oczywiście, że nie. Staliśmy się celem agresji niemieckich sił zbrojnych, realizujących oficjalną politykę swojego państwa – państwa niemieckiego, a nie jakiegoś bliżej nieznanego "Naziolandu". Daleko nie wszyscy Niemcy byli nazistami, ale zdecydowana większość nazistów była wszak narodowości niemieckiej i mocno podkreślała swoje związki z własnym narodem i jego dziedzictwem.
W czasach PRL-u sojusznikiem Polski w ramach Układu Warszawskiego była Niemiecka Republika Demokratyczna. Coroczne wspominanie niemieckiej agresji i związanych z nią zbrodni stało się w tym kontekście cokolwiek niezręczne. Aby jakoś pogodzić doraźną politykę z pamięcią historyczną oficjalna propaganda dokonała więc podziału na „dobrych Niemców z NRD” i „złych Niemców z NRF”. Od tej pory wspominaliśmy „wojnę z faszyzmem” i takież (ew. „hitlerowskie”) zbrodnie popełnione na polskim narodzie w czasie II Wojny Światowej. Praktycznym przykładem stosowania pierwszego określenia może być np. znajdujący się przy północnej ścianie jaworskiego ratusza kamień pamiątkowy z 1966 roku, poświęcony 1000-leciu państwa polskiego i kolejnej rocznicy „zwycięstwa nad faszyzmem” (zakończenia II Wojny Światowej). Słowo „hitlerowskie” możemy z kolei znaleźć np. w Warszawie na licznych pomnikach poświęconych zbrodniom popełnionym przez oddziały niemieckie w czasie okupacji (szczególnie w czasie Powstania Warszawskiego - przykład poniżej). Od czasu erygowania tych pomników minęło kilka dekad. Nawet pobieżna analiza oficjalnych materiałów pokazuje, że wciąż mamy w tym kontekście problem z doborem właściwych określeń. Fatalne dziedzictwo poprawności politycznej w nowej rzeczywistości sprawia, że w przestrzeni publicznej wciąż grasują stare określenia, skutecznie zaciemniające oczywisty przecież kontekst całej sprawy - kolejny raz w imię doraźnej polityki.
Jak to bowiem było? Czy w 1939 roku napadły nas bojówki NSDAP (niemieckiej partii nazistowskiej) czy jakieś prywatne wojsko Adolfa Hitlera? Oczywiście, że nie. Staliśmy się celem agresji niemieckich sił zbrojnych, realizujących oficjalną politykę swojego państwa – państwa niemieckiego, a nie jakiegoś bliżej nieznanego "Naziolandu". Daleko nie wszyscy Niemcy byli nazistami, ale zdecydowana większość nazistów była wszak narodowości niemieckiej i mocno podkreślała swoje związki z własnym narodem i jego dziedzictwem.
Jedna z
teorii uzasadniających stosowanie nazewnictwa „faszystowsko/ hitlerowskiego”
głosi, że reżim nazistowski był narzucony Niemcom, i nie można całego
narodu obciążać winą za jego zbrodnie. Oczywiście prawdą jest, że Hitler
przejął władzę CZĘŚCIOWO dzięki politycznym manipulacjom, naginaniu lub
łamaniu prawa, a także terrorowi wobec opozycji. Faktem jednak jest, że
większość Niemców poszła za nim dobrowolnie, a czasem wręcz z
entuzjazmem i pozostała wierna dopóki wszystko nie zaczęło się
gwałtownie rozpadać. To właśnie zwykli Niemcy bez większych zastrzeżeń
przyjęli represje wobec Żydów, podbój Europy i bezkarne korzystanie z
jego owoców. Wbrew lansowanym obecnie mitom w Niemczech rządzonych przez
Hitlera nie istniał ruch oporu. „Krąg z Krzyżowej” czy monachijska
„Biała Róża” były kroplami w morzu niezbyt wymuszonego entuzjazmu i
niepojętej w całym kontekście wierności. Ponad czterdzieści nieudanych
zamachów na Hitlera to albo desperackie czyny samotników, albo w gruncie
rzeczy porachunki wewnątrz jednej bandy (np. tyleż sławny co nieudolny
zamach Stauffenberga). Narzucającą się tutaj analogią jest postawa
Rosjan wobec dyktatury Bolszewików (daleko wszak brutalniejszej wobec
własnego narodu niż reżim Hitlera). Lenin i jego poplecznicy musieli
zmagać się przez prawie trzy lata z krwawą wojną domową, w trakcie
której stanęli nad krawędzią zagłady. Niemcy nigdy nie zdobyli się na
opór, który można by choć w przybliżeniu porównać z walką rosyjskich „białych armii”, wręcz
przeciwnie.
Zakłamywanie tych faktów, niezależnie od stojącej za tym motywacji, jest po prostu głupie, a z pewnością krótkowzroczne. Przeszłości nie zmienimy. Musimy ją przekazywać taką, jaką była, bez żadnych politycznych krętactw. Dobrego sąsiedztwa nie da się zbudować na kłamstwach.
Zakłamywanie tych faktów, niezależnie od stojącej za tym motywacji, jest po prostu głupie, a z pewnością krótkowzroczne. Przeszłości nie zmienimy. Musimy ją przekazywać taką, jaką była, bez żadnych politycznych krętactw. Dobrego sąsiedztwa nie da się zbudować na kłamstwach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz