Generał Werner Kempf - we wrześniu 1939 roku
dowodził Dywizją Pancerną "Kempf".
Do zbrodni doszło 28 września 1939, tuż po kapitulacji
twierdzy Modlin. Mimo formalnego obowiązywania rozejmu, SS-mani z
Dywizji Pancernej "Kempf" przypuścili rankiem 28 września niespodziewany atak na polskie pozycje pod Zakroczymiem, gdzie żołnierze 2.
DP Leg. szykowali się już do złożenia broni. Zgodnie z meldunkiem
złożonym generałowi Thommée przez podpułkownika Laliczyńskiego (dowódcę
4 Pułku Piechoty Legionów) "oddział niemiecki, korzystając z
zawieszenia broni, przekroczył bez oporu i powodu linię placówek
polskich, biegiem doszedł do plutonów, które bez broni odpoczywały przed
schronem i bez uprzedzenia otworzył ogień".
Dziesiątki żołnierzy zostało zamordowanych przez SS-manów. Co najmniej 54 żołnierzy z 32 Pułku Piechoty zginęło w okopach, a kolejnych 12 przy ulicy Nowowiejskiej w Zakroczymiu. Kapitan Tadeusz Wojciech Dorant, dowódca III batalionu w 2 Pułku Piechoty Legionów, został wraz z kilkoma swoimi podwładnymi spalony żywcem niemieckim miotaczem płomieni, gdy z podniesionymi rękami wychodził ze schronu. Jedna z opublikowanych jeszcze podczas wojny relacji mówi o wymordowaniu "całego plutonu" jeńców, którym Niemcy mieli kazać klęczeć z podniesionymi rękoma i których następnie wymordowali ogniem broni maszynowej. Ponadto, część jeńców miała zostać przewieziona do Zakroczymia i tam rozstrzelana pod murem cmentarza żydowskiego lub na Gałachach. W drodze do punktów zbiorczych polscy żołnierze widzieli liczne ciała swoich kolegów, których ułożenie świadczyło o tym, iż zostali zabici już po zakończeniu walki. Oszczędzonych jeńców Niemcy potraktowali bardzo brutalnie, bijąc ich, kopiąc oraz zmuszając do wielogodzinnego stania z rękami podniesionymi do góry. Oficerowie, którzy próbowali interweniować w obronie swoich podwładnych również byli bici.
Równie brutalnie potraktowali Niemcy ludność cywilną Zakroczymia. W zajętym mieście SS-mani rozstrzelali wielu mieszkańców, zwłaszcza pochodzenia żydowskiego. Do domów i piwnic wrzucano grantaty, zabijając i raniąc wiele osób. Niemieccy żołnierze włamywali się do domów i mieszkań, dokonując następnie rabunków i niszczenia mienia. Wiele zabudowań zostało podpalonych.
Według niektórych źródeł w Zakroczymiu zginęło tego dnia około 500 jeńców oraz około 100 cywilnych mieszkańców miasta.
Dziesiątki żołnierzy zostało zamordowanych przez SS-manów. Co najmniej 54 żołnierzy z 32 Pułku Piechoty zginęło w okopach, a kolejnych 12 przy ulicy Nowowiejskiej w Zakroczymiu. Kapitan Tadeusz Wojciech Dorant, dowódca III batalionu w 2 Pułku Piechoty Legionów, został wraz z kilkoma swoimi podwładnymi spalony żywcem niemieckim miotaczem płomieni, gdy z podniesionymi rękami wychodził ze schronu. Jedna z opublikowanych jeszcze podczas wojny relacji mówi o wymordowaniu "całego plutonu" jeńców, którym Niemcy mieli kazać klęczeć z podniesionymi rękoma i których następnie wymordowali ogniem broni maszynowej. Ponadto, część jeńców miała zostać przewieziona do Zakroczymia i tam rozstrzelana pod murem cmentarza żydowskiego lub na Gałachach. W drodze do punktów zbiorczych polscy żołnierze widzieli liczne ciała swoich kolegów, których ułożenie świadczyło o tym, iż zostali zabici już po zakończeniu walki. Oszczędzonych jeńców Niemcy potraktowali bardzo brutalnie, bijąc ich, kopiąc oraz zmuszając do wielogodzinnego stania z rękami podniesionymi do góry. Oficerowie, którzy próbowali interweniować w obronie swoich podwładnych również byli bici.
Równie brutalnie potraktowali Niemcy ludność cywilną Zakroczymia. W zajętym mieście SS-mani rozstrzelali wielu mieszkańców, zwłaszcza pochodzenia żydowskiego. Do domów i piwnic wrzucano grantaty, zabijając i raniąc wiele osób. Niemieccy żołnierze włamywali się do domów i mieszkań, dokonując następnie rabunków i niszczenia mienia. Wiele zabudowań zostało podpalonych.
Według niektórych źródeł w Zakroczymiu zginęło tego dnia około 500 jeńców oraz około 100 cywilnych mieszkańców miasta.
Współczesna inscenizacja
obrony Zakroczymia w 1939 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz